Malwina Wapińska-Piotrowicz: Oglądał pan film „Pokot” Agnieszki Holland?
Andrzej Gryżewski: Oglądałem.
MW-P: Główna bohaterka, nie bez troski i sympatii, mówi o swoim sąsiedzie: „Myślę, że cierpi na autyzm testosteronowy”. „Co takiego?” – pyta jej znacznie młodsza znajoma. „Mężczyźni z wiekiem zapadają na to. Wiesz, zamknięcie w sobie, niezdolność do komunikacji, zanik umiejętności społecznych. Czytają o wojnie, o Hitlerze…” – pada odpowiedź. Czy „autyzm testosteronowy” to eufemizm zastępujący słowo „andropauza”?
AG: Sporo w tym racji. Wielu mężczyzn w andropauzie ma poczucie, że we wszystkich aspektach życia powinni przejść na emeryturę. Nie tylko na emeryturę ZUS, ale też emeryturę w seksie i w czerpaniu satysfakcji z życia.
MW-P: Zaraz emerytura? Przecież średnia wieku się wydłuża, a my przestajemy tak bardzo przejmować się tym, czy w pewnym wieku coś nadal wypada czy nie.
AG: U wielu mężczyzn w funkcjonowaniu seksualnym rządzi absolutny perfekcjonizm. Kiedy mają 20-30 lat, są u szczytu swoich możliwości seksualnych. Dają z siebie wtedy 90-95 procent swoich możliwości. Po trzydziestce to funkcjonowanie spada do 80 czy 70 procent. Wielu z nich wtedy w ogóle postanawia zrezygnować z seksu, bo skoro nie można osiągnąć maksimum, to lepiej w ogóle dać sobie spokój. Część przerzuca się na seks wirtualny. Ogląda pornografię, uczestniczy w czatach i portalach erotycznych. Tam ich seksualność jest wyłącznie deklaratywna, nikt jej nie będzie sprawdzał.
MW-P: Mogę wypowiadać opinię wyłącznie z kobiecego punktu widzenia, ale mam dość silne przekonanie, że spadek męskich możliwości seksualnych z 90 do 80 procent to dla partnerek żaden powód do rozpaczy.
AG: Oczywiście, dlatego podczas psychoterapii pracujemy nad tym, żeby klient odrzucił niepotrzebny perfekcjonizm i wyrobił sobie realną perspektywę. Wielu mężczyzn ma skłonność do myślenia zerojedynkowego. Jeśli nie jestem w stanie utrzymać 95 procent sprawności seksualnej, czy w ogóle życiowej, to znaczy, że jestem nikim.
MW-P: Gdybyśmy mieli cofnąć się do czasów jaskiniowych, powiedzielibyśmy, że dawniej mężczyźni mieli raczej słabe szanse dożyć sędziwego wieku. Musieli polować na grubego zwierza i toczyć krwawe walki z wrogimi plemionami. Byli wystawieni na tak wiele niebezpieczeństw, że nie mogli zwlekać z rozprzestrzenianiem swoich genów. Może to dlatego męski organizm został zaprogramowany na stosunkowo krótki okres szczytowej formy seksualnej?
AG: W seksuologii mamy właśnie taką koncepcję. Przecież w średniowieczu średnia życia mężczyzny wynosiła 34 lata. Życie seksualne u mężczyzn zaczyna się rozwijać mniej więcej w 13. roku życia. Od 16. roku sprawność seksualna bardzo szybko rośnie i osiąga swój szczyt w wieku 25 lat. Od tego momentu można wybrać jedną z dwóch dróg: jeśli postawimy na kapcie, piwo i telewizor, to nasze życie seksualne skończy się najdalej koło czterdziestki. Ale jeśli zadbamy o siebie, będziemy mogli cieszyć się seksem dużo, dużo dłużej. Tu nie chodzi wyłącznie o trenowanie na siłowni czy jedzenie ekologicznej żywności. Trzeba na przykład pamiętać o tym, żeby się wysypiać. Jeśli mamy lekkie życie, powinniśmy spać siedem godzin, jeśli ciężkie – nawet dziewięć.
MW-P: A tymczasem wszystko nam się myli i jesteśmy przekonani, że im więcej wyzwań stawia przed nami życie, tym krócej powinniśmy spać.
AG: To paradoksalne myślenie. Przecież sen to takie SPA dla mózgu. Kiedy śpimy, tonizują nam się stresy, a jądra dostają turbodoładowania i produkują więcej testosteronu. W andropauzie mężczyźni uskarżają się na problemy ze snem. A kiedy gorzej sypiają, mają mniej testosteronu i gorzej funkcjonują seksualnie.
MW-P: Jak testosteron wpływa na samopoczucie mężczyzny?
AG: Daje energię i żywiołowość. Wyzwala agresję, ale taką dobrze rozumianą, jako rodzaj pobudzenia, żywiołowości. Mężczyźni w andropauzie stają się rozdrażnieni. Wszystko ich irytuje. Na zewnątrz widzimy krytycznego wobec wszystkiego zgreda, ale nie zdajemy sobie sprawy, że w środku tkwi jakiś bolesny cierń.
MW-P: W książce „Sztuka obsługi penisa”, którą napisał pan wspólnie z Przemysławem Pilarskim, pada pytanie: „Czy andropauza to mit?”. Odpowiada pan, że zapada na nią jedynie 10-20 procent mężczyzn.
AG: Mówiłem o andropauzie z bardzo silnymi objawami. Ale mam przed sobą publikację, „Seksuologia”, wydaną w tym roku przez profesora Zbigniewa Lew-Starowicza. To są bardzo świeże badania. Wynika z nich, że na 100 procent populacji mężczyzn w andropauzie, 91 procent doświadcza niskiego libido. 90 procent cierpi na utratę energii, 80 – doświadcza zaburzeń erekcji. 77 procent odczuwa popołudniową senność i ma problemy z pamięcią. 50 procent zaczyna mieć problemy z pracą i koncentracją.
MW-P: Jak mężczyźni odczuwają andropauzę pod względem emocjonalnym?
AG: Często doświadczają zmienności nastroju, irytacji, nerwowości, depresji. Przestają radzić sobie z odreagowywaniem stresu, zaczynają odczuwać awersję do dotychczasowych przyjemności.
MW-P: Czyli ich obniżony nastrój wcale nie różni się tak bardzo od nastroju, który przeżywają kobiety w menopauzie?
AG: Nie. Andropauza wcale nie jest mitem. Mężczyźni naprawdę przez nią przechodzą. Istnieje kwestionariusz, który nazwano ADAM. Zawiera dziesięć pytań. Na podstawie odpowiedzi mężczyzny jesteśmy w stanie zdiagnozować, czy jest w andropauzie czy nie.
MW-P: Dawniej nikt nie mówił o andropauzie, popularne było za to pojęcie „kryzysu wieku średniego”. To ostatnie zdaje się jednak zjawiskiem wyłącznie psychologicznym. Wiąże się z dokonywaniem bilansu życia, zadawaniem sobie pytań, co do tej pory osiągnąłem, a co jeszcze mogę zmienić.
AG: Kryzys wieku średniego w poprzednich pokoleniach pojawiał się w okolicach czterdziestki. Teraz mężczyźni dojrzewają później, więc kryzys przesuwa się na czas andropauzy.
MW-P: A więc sytuacja się komplikuje…
AG: Tak, choć to nieprawda, że kryzys wieku średniego ma podłoże wyłącznie psychologiczne. Gdzieś w wieku 35 lat u mężczyzny zanika funkcja bezdotykowa w członku. Przedtem wystarczyło, że popatrzył na atrakcyjną kobietę i bach, już miał wzwód. Wystarczył pocałunek lub drobna pieszczota, żeby pojawiła się erekcja. W okolicach czterdziestki mężczyzna potrzebuje już bezpośredniej stymulacji członka samodzielnie lub przy pomocy partnerki.
MW-P: Kiedy mężczyźni zauważają tę zmianę, zaczynają się zamartwiać, że coś z nimi jest nie tak?
Często czują się upokorzeni. To zmienia sposób, w jaki do tej pory postrzegali seks.
MW-P: Może po prostu brakuje im źródeł, z których mogliby się dowiedzieć, jak ich ciało będzie się zmieniać z biegiem lat i że nie ma w tym powodu do paniki.
AG: Jeśli mężczyźni już w ogóle spotykają się z takimi informacjami, najczęściej dzieje się to w podstawówce lub szkole średniej. Są wtedy w wieku, kiedy uważają, że andropauza to dla nich jakaś kompletna abstrakcja. A kiedy są w wieku dojrzałym, często w ogóle nie przychodzi im do głowy, że źródłem złego samopoczucia może być andropauza.
MW-P: Kobiety wiedzą, że muszą chodzić do ginekologa, regularnie robić cytologię, USG dróg rodnych i piersi. A czy mężczyźni w ogóle dbają o zdrowie swojego układu rozrodczego?
AG: Niestety rzadko, a powinni. Ważne, żeby chodzili do androloga lub endokrynologa. Po czterdziestym roku życia powinni badać prostatę i poziom testosteronu. U wielu moich klientów przyczyna problemów, z którymi przychodzą, okazuje się prozaiczna. Mają po prostu niski poziom testosteronu, a są przekonani, że stali się bezwartościowi jako ludzie. Tymczasem nierzadko wystarczy podnieść poziom testosteronu, żeby zaczęli inaczej funkcjonować. Stali się bardziej żywotni, mieli większy popęd seksualny i czuli się bardziej zmobilizowani do tego, żeby zmagać się z życiem.
MW-P: Po jakim czasie terapia testosteronem zaczyna przynosić zauważalne efekty?
AG: Już po kilku tygodniach mężczyzna zauważa, że ma lepszą koncentrację. Pojawiają się poranne wzwody, podczas seksu członek jest w stanie sztywności dłużej i ta sztywność nie zanika w trakcie współżycia. Wreszcie on sam zaczyna inicjować to współżycie, bo często jest tak, że mężczyzn po pięćdziesiątce do seksu muszą namawiać ich partnerki i to z obawą, by ich nie zrazić. Często, jeśli nawet już dojdzie do stosunku, zdarza się, że starsi mężczyźni są zestresowani, mają lęki, czy zdołają doprowadzić kobietę do satysfakcji. W seksuologii mówimy, że włącza im się lęk zadaniowy.
MW-P: Andropauza wiąże się ze spadkiem poziomu jeszcze jednego hormonu – melatoniny. Jakie są tego skutki?
AG: Mężczyzna zaczyna gorzej spać w nocy. Sen jest krótszy, lżejszy i nie wchodzi w fazę REM, czyli snu głębokiego. A właśnie w fazie REM produkują się duże ilości testosteronu, co skutkuje porannym wzwodem. Jeśli jej nie ma, mężczyzna budzi się rozłoszczony i niewypoczęty. Pacjenci z niskim poziomem melatoniny, źle się wysypiają. W miarę jakoś jeszcze funkcjonują do południa, ale popołudniu pojawia się u nich ochota na drzemkę. Często śpią w ciągu dnia, ale paradoksalnie to jeszcze bardziej zaburza im sen. Potem kładą się nie o 22.00, a o 1.00 w nocy, a sen wciąż pozostaje niepełnowartościowy. Zalecamy, żeby raczej unikać dziennych drzemek i próbować przespać całą noc.
MW-P: Kobiety przynajmniej nie krępują się zwierzać zaufanym osobom. Zawsze mogą poskarżyć się przyjaciółce: „wiesz, ta menopauza mnie wykańcza, nie mam na nic siły, wszystko mnie przerasta, przez te wahania nastroju ostatnio o jakiś idiotyczny drobiazg pokłóciłam się z córką”. Mężczyźni raczej nie opowiadają takich rzeczy swoim kolegom.
AG: Przede wszystkim nie wiedzą, że andropauza to fakt wynikający z ich natury. Mają poczucie bezradności, bezsilności. Czują rozdrażnienie, pytając: „dlaczego ja?”. A kiedy widzą, że ich kolega Władek też jest rozdrażniony, tłumaczą sobie, że to z powodu jego problemów w małżeństwie. Przerzucają odpowiedzialność na okoliczności zewnętrzne: że tu jest Polska, tu się gorzej żyje, pracuje za niższe stawki. Ale to nie Polska zwykle jest problemem, tylko andropauza.
MW-P: Czyli termin „testosteronowy autyzm” wydaje się całkiem trafny…
AG: U klientów, którzy do mnie przychodzą, często obserwuję zanik relacji społecznych. Przyczyny często są bardzo konkretne: na przykład niektórzy ich bliscy przyjaciele już poumierali. Jeśli mężczyzna przez całe życie miał czterech kumpli i trzech z nich już nie żyje, często po prostu się poddaje. Nie walczy, żeby zaprzyjaźnić się z kimś nowym. Trwa w poczuciu osamotnienia.
MW-P: Nie wszyscy mężczyźni i nie wszystkie kobiety mogą przyjmować hormonalną terapię zastępczą ze względu na przeciwwskazania medyczne. Ale załóżmy, że przeciwwskazań nie ma. HTZ wymaga regularnego przyjmowania leków, wizyt u lekarza, badań. Coś mi podpowiada, że wielu panów woli wybierać rozwiązania prostsze. Czy nie łatwiej raz na jakiś czas zażyć viagrę albo któryś z tych pseudomagicznych preparatów tak bardzo zachwalanych w reklamach telewizyjnych?
AG: Na tym właśnie polega problem. Mężczyźni, którzy przychodzą do mojego gabinetu, często przetestowali wszystkie viagropodobne preparaty wynalezione w Internecie. Chcą rozwiązać problem po linii najmniejszego oporu. Ale zanim przyjdą do mnie, przechodzą drogę przez mękę. Jeśli uprawiają seks raz czy dwa razy w miesiącu, uważają viagrę za świetne rozwiązanie. Tu często ważna okazuje się rola partnerek, żeby zachęcić mężczyzn do konsultacji z seksuologiem lub andrologiem. Można raz na jakiś czas wziąć viagrę, ale na co dzień słabo się czuć i mieć fatalny nastrój. Mężczyźni lubią wybierać krótkoterminowe strategie: nie wysilać się specjalnie i mieć święty spokój. Ale viagra daje efekt krótkotrwały, a HTZ ma szansę całościowo podnieść jakość życia mężczyzny, nie tylko w seksie.
MW-P: A co kobiety wiedzą o andropauzie?
AG: Też niestety niewiele. Zauważają, że ich partnerzy „kapcieją” i spada im zapał do życia. Czasem mówią coś w stylu: „widzę, że zdziadziałeś w ostatnim roku”. Ale nic z tym nie robią. Nie wysyłają swojego partnera do lekarza, bo mają poczucie, że leczy się tylko podstawowe choroby jak cukrzyca czy problemy kardiologiczne. Nie zdają sobie sprawy, że mężczyźni cierpią na andropauzę, której w wielu wypadkach można zaradzić terapią farmakologiczną.
MW-P: A jeśli już mają tę wiedzę, czy powiedzenie „wiesz, wydaje mi się, że przechodzisz andropauzę i warto poradzić się lekarza”, wymaga dużego taktu i delikatności?
AG: Wcale nie. Uważam, że nie należy się cackać, tylko powiedzieć wprost: „Ja przechodzę menopauzę, widzę po tobie, że ty przechodzisz andropauzę. Jesteś facetem, zrób coś z tym”. Wtedy u mężczyzny włącza się myślenie zadaniowe: „Być może ona wie więcej niż ja. Pójdę i sprawdzę, najwyżej uznam, że to nie dla mnie”. Kobieta w tej sytuacji nie powinna zagłaskać partnera jak matka, ale też nie może wywierać zbyt silnej presji ani stawiać ultimatum. Droga środka powinna przynieść najlepsze efekty.
MW-P: Kiedy mężczyźni nauczą się dbać o swoje zdrowie intymne w takim samym stopniu jak robią to dziś kobiety?
AG: Obawiam się, że nie nastąpi to w najbliższej dekadzie. Musi się sporo zmienić w społecznym myśleniu o tym, co to znaczy być mężczyzną i co to znaczy dbać o siebie. U wielu mężczyzn wciąż funkcjonuje skrypt macho. Imponuje im wizerunek Johna Wayne’a, który im mniej o siebie dba, tym bardziej jest męski. Mężczyznom zdaje się często, że jeśli rzadko korzystają z pomocy lekarza, to nic im nie dolega. Ale trwanie w podobnej ignorancji wcale nie jest męskie, bo najzwyczajniej skraca życie.
*Andrzej Gryżewski – psycholog, seksuolog, psychoterapeuta poznawczo-behawioralny (CBT), certyfikowany edukator seksualny. Założyciel Gabinetu Psychoteriapii Seksualnej „CBTseksuolog”. Absolwent Wydziału Psychologii warszawskiej WSFiZ, w zakresie seksuologii klinicznej i sądowej, pod kierownictwem prof. Zbigniewa Lew-Starowicza.